Nasza strona internetowa wykorzystuje pliki cookie, aby ulepszyć i spersonalizować Twoje doświadczenia oraz wyświetlać reklamy (jeśli występują). Nasza strona internetowa może również zawierać pliki cookie stron trzecich, takich jak Google Adsense, Google Analytics, Youtube. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie plików cookie. Zaktualizowaliśmy naszą Politykę Prywatności. Kliknij przycisk, aby zapoznać się z naszą Polityką Prywatności.

Plecionki nowej generacji – marketing czy realna zmiana?

Więcej włókien, gładszy splot, „nowa jakość” – tak w skrócie brzmią hasła promocyjne, którymi dziś kuszą producenci plecionek. Dragon, Daiwa czy Savage Gear coraz odważniej mówią o plecionkach 8-, 9-, a nawet 12-splotowych. Brzmi to jak technologiczny przełom. Ale czy rzeczywiście mamy do czynienia z rewolucją, czy raczej z dobrze opakowaną ewolucją?


Co faktycznie się zmieniło?

Nowa generacja plecionek to przede wszystkim większa liczba włókien i ciaśniejszy splot. W praktyce oznacza to:

  • gładszą powierzchnię,

  • mniejszy hałas na przelotkach,

  • lepsze „wychodzenie” linki z kołowrotka,

  • delikatnie dłuższe rzuty.

To nie są bajki z folderu reklamowego – te różnice da się zmierzyć i zauważyć, zwłaszcza przy łowieniu lekkimi przynętami, w spinningu finezyjnym czy metodach wymagających stałego kontaktu z przynętą.


Subtelność zamiast efektu „wow”

Problem polega na tym, że ta zmiana nie jest spektakularna.
Przeciętny wędkarz, który łowi:

  • z brzegu,

  • na średnie gramatury,

  • kilka–kilkanaście razy w miesiącu,

może tej różnicy po prostu nie odczuć. Albo odczuje ją przez pierwsze dwie wyprawy, po czym przyzwyczajenie zrobi swoje.

Innymi słowy: to nie jest skok jakościowy porównywalny z przejściem z żyłki na plecionkę. To raczej kosmetyka użytkowa – przyjemniejsza praca, większa kultura łowienia.


Gdzie nowa plecionka ma sens?

Nowoczesne sploty realnie bronią się tam, gdzie:

  • liczy się maksymalna czułość (sandacz, okonie, drop shot),

  • łowimy na bardzo cienkie średnice,

  • używamy wysokiej klasy kijów, które potrafią „przenieść” różnicę na dłoń,

  • startujemy w zawodach lub łowimy bardzo technicznie.

Dla takich użytkowników dopłata ma sens. Dla reszty – już niekoniecznie.


Marketing? Tak. Ale nie całkiem pusty

Nie oszukujmy się: marketing robi tu swoje.
Nowy splot łatwiej sprzedać niż „tę samą plecionkę, tylko trochę lepszą”. Problem w tym, że hasła reklamowe często sugerują przełom, którego w praktyce… nie widać.

Prawda jest bardziej uczciwa:

To nie rewolucja. To dopracowanie szczegółów.


Pytanie, które warto sobie zadać

Czy przeciętny wędkarz faktycznie odczuje różnicę, czy tylko zapłaci więcej za poczucie nowoczesności?

Bo czasem tańsza, dobrze znana plecionka i tak przegra… nie z technologią, lecz z kamieniem pod wodą.

Autor: Rafał Chwaliński

By Redakcja

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Polecamy