Jak to możliwe, że instytucja, która miała chronić polskie wody, sama tonie w finansowych błędach? Najwyższa Izba Kontroli ujawniła szokujące nieprawidłowości w Instytucie Rybactwa Śródlądowego w Olsztynie – od braku analiz i konfliktów interesów po zmarnowane miliony na system, który nigdy nie zadziałał.
Jak wyglądał upadek instytutu badawczego?
Według raportu Najwyższej Izby Kontroli, sytuacja finansowa Instytutu Rybactwa Śródlądowego im. Stanisława Sakowicza w Olsztynie (IRS-PIB) w latach 2021–2023 gwałtownie się pogorszyła. Strata za rok 2023 wyniosła 5,6 miliona złotych.
– „To efekt niegospodarności, nietrafionych decyzji i braku nadzoru” – stwierdza NIK.
Instytut, który uzyskał status państwowego instytutu badawczego w 2022 roku, miał realizować zadania naukowe i ochronne w zakresie rybactwa śródlądowego. Tymczasem kontrolerzy ujawnili chaos, błędy w zarządzaniu majątkiem i kadrami, a nawet decyzje podejmowane z pominięciem rady naukowej.
Stawy, konflikty i polityka
Najwięcej emocji budzi przejęcie dwóch ogromnych obiektów stawowych — w Radkowie (257 ha, wartość 5 mln zł) i w Rykach (325 ha, wartość 9,8 mln zł).
W pierwszym przypadku stawy były w fatalnym stanie technicznym, a ich utrzymanie w 2023 roku pochłonęło ponad 20 razy więcej pieniędzy, niż przyniosły przychodów.
W drugim — decyzja o przekazaniu części obiektu gminie Ryki została wykorzystana w kampanii wyborczej posła Leszka Kowalczyka. NIK uznała to za działanie sprzeczne z umową i celami przekazania gruntów.
Co więcej, w jednym z tych obiektów interesy Instytutu mogły się krzyżować z prywatnymi — pełnomocnik zatrudniony w IRS był jednocześnie prezesem firmy dzierżawiącej staw.
Projekt za 250 milionów – i zero efektów
Największym fiaskiem okazał się projekt „Stały monitoring zagrożeń śródlądowych wód powierzchniowych wraz z systemem wczesnego ostrzegania” finansowany przez NFOŚiGW.
Koszt? 250 milionów złotych.
Efekt? Żaden.
Na koniec 2023 roku nie działała ani jedna z zakupionych boi pomiarowych, a z planowanych 325 stacji pomiarowych uruchomiono jedynie 46.
W międzyczasie wynagrodzenia dla kadry projektowej sięgały nawet dwukrotności pensji dyrektora Instytutu, a biuro projektu wynajęto w Warszawie za pół miliona złotych – bez prawa wypowiedzenia umowy.
Dla porównania: prywatna firma z Suwałk uruchomiła na jeziorze Wigry nowoczesny system pomiarowy za… 30 tys. zł za boję. W Instytucie – koszt jednej sięgał ponad 100 tys. zł.
Zatrudnienia i zamówienia – po swojemu
NIK wytknęła też zatrudnianie pełnomocników bez konkursów i poza strukturą organizacyjną.
Łączny koszt: 1,3 mln zł.
Z kolei zamówienia publiczne realizowano z naruszeniem prawa — część bez wymaganych przetargów, inne z błędami formalnymi.
„Nie sposób było ustalić, kto faktycznie oceniał oferty i podejmował decyzje” – pisze Izba w raporcie.
Wnioski NIK
Kontrola zakończyła się sformułowaniem 51 nieprawidłowości i 21 wniosków pokontrolnych.
Izba zapowiedziała skierowanie zawiadomień do prokuratury oraz Rzecznika Dyscypliny Finansów Publicznych.
Wśród zaleceń znalazły się m.in.:
wprowadzenie skutecznego systemu nadzoru i kontroli,
przestrzeganie zasad gospodarności i przejrzystości,
poprawa kondycji finansowej instytutu.
Co to oznacza dla rybactwa i środowiska?
Instytut Rybactwa Śródlądowego miał być naukowym filarem polskiego rybactwa – a stał się jego obciążeniem.
Nie tylko zmarnował środki publiczne, ale też utracił wiarygodność jako jednostka, która miała badać i chronić polskie rzeki po katastrofie na Odrze.
Czy Minister Rolnictwa zdecyduje się na gruntowne zmiany? Czy prokuratura potwierdzi ustalenia NIK? Odpowiedzi na te pytania będą kluczowe dla przyszłości polskiej gospodarki rybackiej i ochrony wód.
Źródła: Najwyższa Izba Kontroli (nik.gov.pl), gabrielalenartowicz.pl, gospodarkamorska.pl

